Ona

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Metropolia spoczywająca pokornie nocą u stóp głównego bohatera, mieniąca się feerią świateł i geometrycznych kształtów, kreśli obraz samotnego człowieka na szczycie świata. Leżąc w wygodnym łóżku, w swoim przestronnym i funkcjonalnym mieszkaniu, usilnie zastyga on w pozornej namiastce snu. Mieniąca się meandrami nocna panorama przypomina bowiem, że w każdym z tych światełek migających w czarnych, nieprzeniknionych bryłach kryje się ludzka dusza, która, choć na wyciągnięcie ręki, zdaje się być tak abstrakcyjna, tak nierealna – zupełnie obca i odległa. Nocne miasto ludzkich pikseli. Pozornie wygodną anonimowość w wielkim mieście przypłaca się często przygnębiającym poczuciem osamotnienia, przygniatającą świadomością braku przynależności.

W takim krajobrazie odnajdujemy postać Theodora Twombly (Joaquin Phoenix ), który jest pracownikiem Beautiful Handwritten Letters, firmy działającej na platformie internetowej, specjalizującej się w tworzeniu regularnej korespondencji. Pośrodku barwnych ścian biura, trzymających jego wewnętrzną szarość w bezpiecznych granicach, spełnia się zawodowo, tworząc listy pełne wyczekiwanych słów. Odnajduje się w tej rutynie swojego dnia codziennego. W życiu osobistym przechodzi jednak bardzo trudne chwile. Jest w trakcie rozstania z osobą, która była jego partnerką i nieodłączną towarzyszką życia od czasów szkolnych (w tej roli Rooney Mara).

Ten nagły zwrot i zmiany będące jego skutkiem są dla niego trudne do zaakceptowania. Mężczyzna odwleka moment ostatecznego pożegnania, czując się bezbronnym w obliczu pojawiającej się pustki. Z dnia na dzień staje się coraz bardziej bierny wobec otaczającego świata. Przede wszystkim jednak czuje się coraz bardziej osamotniony.

To właśnie wtedy, pod wpływem impulsu, ale też z racji głębokiej, wewnętrznej potrzeby Theodore postanawia zainstalować na swoim komputerze nowinkę technologiczną- zaawansowany program operacyjny OS. Ten supernowoczesny program ma za zadanie stworzenie wirtualnego towarzysza, który odgadywałby, dostosowywałby się i spełniał możliwie jak największą ilość wymagań użytkownika. Tak powstaje Samantha – wydaje się, że całkowicie bezpieczny, bo zupełnie nierealny i nierzeczywisty wirtualny przyjaciel.

OS to projekt wyjątkowy, który na równi z użytkownikiem jest w stanie sam siebie współtworzyć. Co więcej, jest to program, który niemalże ‚odczuwa’ nastroje i dostosowuje się do odczuć, tworzą w rezultacie wirtualną „odpowiedź” użytkownika na samego siebie.

Tym sposobem, eksperymentalnie i chyba nie do końca świadomie, Theodore tworzy przyjaciela idealnego – produkt pod każdym względem doskonały. Tworzy kogoś na kształt osoby, która jest w stanie wyłapać puentę opowiadanej historii nim dobiegnie ona końca, kogoś, kogo rozbawi nasz najbardziej absurdalny żart, kto milczeniem przypieczętuje wyjątkowy moment porozumienia. Kto stanie się w rezultacie panaceum na bezsenną noc w wielkiej metropolii. Nienamacalny byt – odrobinę lżejszy od wstydliwej fantazji, równie ciężki co ukryte głęboko pragnienie.

Samantha (w tej roli Scarlet Johannson) to uwodzicielski głos kogoś, kto narodził się początkowo jedynie we wnętrzu ucha naszego bohatera. ‚Ktoś’, czy może właściwiej ‚Coś’, co początkowo było jedynie wyjątkowo ponętnym dźwiękiem, pieszczotliwie otulającym słowem, z czasem urosło do rangi niezastąpionego towarzysza. Stopniowo relacja pomiędzy Theodorem, a Samanthą zmienia się, zaskakując tym samym ich oboje. Program dostosowując się do oczekiwań użytkownika staje się jego wewnętrznym odbiciem i niezależnie od niego rozwija swój zakres możliwości. Dzięki temu poznaje i przenika w samo centrum nawet tych najbardziej utajonych marzeń i myśli swojego twórcy.

Tytułowa ONA to początkowo trudny dla mnie do jednoznacznego zdefiniowania ‚twór’. ONA to najnowszej generacji oprogramowanie, system operacyjny wybiegający poza ramy znanego nam obecnie, a zarazem dostępnego dla przeciętnego śmiertelnika standardu. Ona to osobista i wirtualna towarzyszka życia głównego bohatera, osadzonego w realiach (całkiem niedalekiej?) przyszłości. ONA to także kwintesencja ludzkich pragnień, tak samo istotnych dla człowieka „z wczoraj” czy „z dziś”, jak dla człowieka "jutra". ONA to także najwyższe ze znanych ludzkiej istocie uczucie – miłość.

W trakcie filmu zadałam sobie pytanie czy obraz jaki przedstawia nam Jonze (twórca scenariusza i reżyser) to rzeczywiście tak odległa wizja? Wirtualne znajomości, słuchawki w uszach, nieskładne monologi mijanych przechodniów, dyskusje prowadzone bez fizycznego rozmówcy… Czy losy samotnego Theodora nie rozgrywają się równolegle do naszych? Czy jest to czyjś oddalony o kilka tysięcy kilometrów (czy może miesięcy, lat?) rzeczywisty fragment codzienności?

Miłość na wyciągnięcie ręki. Miłość dostępna od zaraz. Kupmy sobie tę miłość, dlaczego nie? Kto z nas nie odczułby pokusy?

Miłość to potężne „prauczucie”, czy więc oprogramowanie z przyszłości jest w stanie sobie z nim poradzić? Czy na zawsze owiane będzie ono jakąś osobistą, intymną tajemnicą, niemożliwą i niepoznawalną dla nawet najbardziej zaawansowanego oprogramowania? Czy wciąż rozwijającą i kształtującą się sztuczną inteligencję może w rezultacie pokonać własne pragnienie i dążenie do doświadczania doskonałość? Czy w obszarach martwej, precyzyjnej logiki jest miejsce na żywe, tak zmienne odczuwanie?

Obraz Spike’a Jonzego to subtelna, powolnie snuta opowieść o symbiozie pomiędzy światem wirtualnym, a rzeczywistym, w której wzajemne przenikanie się tych dwóch płaszczyzn zdaje się być w istocie przecież tak nieuniknione. Wizja Jonzego pokazuje, że ONA w świecie z niedalekiej przyszłości nadal tam jest. Niczym mniej i niczym więcej niż tym czym była i czym jest dotychczas.
Miłością.


Zwiastun: